Trochę przeraziła mnie mała pojemność żelu pod prysznic, taka tyciu buteleczka...ale no dobra....
To tylko zapowiedź recenzji, bo dopiero co wróciłam z Fitnessu, że się tak wyrażę, dokładniej z ZUMBY :) czyli latynoamerykańskich rytmów połaczonych z niemałym :D wysiłkiem fizycznym...oj niemałym...
Noooo i wykąpałam się w galaretce Lushowej, mam na twarzy Skin Drink, używałam już obydwóch masełek do ust, myłam ręce mydłem, a jutro umyję włosy.
Jestem w stanie powiedzieć na chwilę obecną, że te do ust dziadostwa są straszne...suche, tępe takie.. i strasznie niesmaczne, chemiczne, i takie..proszkowe?
Galaretka do mycia hmmm ciężka mega w obsłudze, ale...zapach czuję teraz leżąc w łóżeczku:)
Mydło Godmother chyba mam...tak się nazywa...nie wysusza,..zostawia jakby taką poświatę..hmm.jakbym kremowała ręce...
Krem Skin Drink brzydko pachnie :D był mega tłusty jak się nim smarowałam, teraz cały wchłonął ....
Szybki opis, a jutro dluższa wypowiedź :D Konkretniejsza i ze SWATCHAMI :D:D:D
chetnie bym nabyla co nie co z lusha;)
OdpowiedzUsuń